W kontekście rozwoju gospodarczego miast od dłuższego czasu mówi się o nowych hubach technologicznych czy zagłębiach nowoczesnych usług dla biznesu. Z czego wynika owa potrzeba bliskości, nie tylko branżowej, ale i topograficznej?

Michał Styś: W poszukiwaniu firm o podobnym profilu, skumulowanych w bliskim otoczeniu, moglibyśmy cofnąć się jeszcze do czasów rewolucji przemysłowej w Europie, kiedy to jak grzyby po deszczu wyrastały kolejne przedsiębiorstwa produkcyjne, tkalnie, szwalnie funkcjonujące w ramach dużych kompleksów fabrycznych. Dostęp do kluczowych zasobów i infrastruktury komunikacyjnej był oczywiście ważny, choć, podobnie jak dziś, chodziło o coś więcej. Skupienie podmiotów działających w podobnych obszarach ułatwia nawiązywanie współpracy w formie partnerstw czy większych klastrów, co umożliwia osiąganie wspólnego celu, jakim jest dynamiczny rozwój. Dawniej można było mówić o integracji i optymalizacji łańcucha produkcyjnego, dziś – o płynnym przepływie technologii i zasobów ludzkich, łatwiejszej współpracy czy korzyściach marketingowych. Tworzenie takich zagłębi pozwala także tworzyć sieć usług lepiej dopasowanych do potrzeb klientów i branż, w których operują dane podmioty.


Praktycznie każde większe miasto chciałoby mieć własną Dolinę Krzemową. Paradoksalnie, powtórzyć sukces jest często trudniej, niż osiągnąć go po raz pierwszy. Na czym polega recepta?

MS: Przedsiębiorstwa z Doliny Krzemowej wyróżnia mocno rozwinięte podejście do kwestii innowacyjności, ich strategie innowacji są niejako zrośnięte z ogólnym planem rozwoju firmy. Dlatego czynnikiem sukcesu byli tu na pewno ludzie z wizją, determinacją oraz konsekwencją w działaniu. Ale specjalizacja danej przestrzeni sprzyja też profesjonalizacji kadr. Branżowe zagłębia nie tylko przyciągają doświadczonych specjalistów, lecz kładą też mocne fundamenty pod rozwój młodych pracowników wywodzących się z okolicznych uczelni. Niewątpliwym atutem Doliny Krzemowej byli położeni blisko siebie inwestorzy venture capital, rządowe centra badawcze oraz wysokiej klasy uczelnie: MIT, Berkeley, Harvard czy Caltech. Uniwersytet Stanforda dzieli od siedziby Intela zaledwie osiemnaście kilometrów, od Google’a – sześć.


Skróćmy zatem nieco dystans i przyjrzyjmy się, jak zagłębia branżowe funkcjonują na poziomie przestrzeni miejskiej. W jaki sposób zjawisko to wpływa na rynek nieruchomości?

MS: Zajmując się na co dzień identyfikacją i analizą możliwości inwestycyjnych widzę, że współczesny biznes poszukuje. Lubi miejsca niestandardowe, klimatyczne, z charakterem. Osobiście fascynuje mnie historia Silicon Docks, którą miałem okazję śledzić bezpośrednio, pracując w Dublinie. Znajdująca się w centrum miasta dzielnica portowa przeszła głęboką zmianę – od zdegradowanych terenów borykających się z piętrzącymi się problemami socjo-ekonomicznymi do nowoczesnej dzielnicy i hubu technologicznego, w którym swoje oddziały otworzyli m.in. Facebook, Twitter, LinkedIn, Amazon czy Google. Wszystko to za sprawą niezwykle udanej rewitalizacji, w której duży udział miała budowa nowych przestrzeni typu mixed-use, zorientowanych na potrzeby zarówno gigantów, jak i mniejszych podmiotów. Nad kanałami rzeki Liffey znalazło się miejsce na biura, usługi, mieszkania, ciekawą gastronomię i bogatą ofertę kulturalną. Prawdziwe miasto w mieście.


Co do tego typu miejsc przyciąga biznes?

MS: Mimo postępującej na naszych oczach cyfryzacji i wirtualizacji, małe odległości w świecie rzeczywistym i skupienie biznesów w jednym miejscu sprzyja podejmowaniu współpracy. Zagłębia otwierają drzwi do rozwoju dla mniejszych firm o wysokim potencjale intelektualnym, a jednocześnie zapewniają dużym graczom dostęp do bazy talentów oraz pozwalają łatwiej outsourcować specjalistyczne zadania na zewnątrz. Oczywiście warto też wspomnieć o kwestii budowania wizerunku pracodawcy. Możliwość wyskoczenia na lunch do pobliskiej, klimatycznej knajpki czy kreatywna atmosfera w biurze to atuty, na które coraz częściej zwracają uwagę pracownicy. Mniej formalny charakter ułatwia współpracę globalnych firm technologicznych ze startupami i inkubatorami przedsiębiorczości, które mogą się spotkać na przykład w położonym na parterze ramen-barze czy gastro-pubie.


Czy mamy szanse powtórzyć sukces Silicon Docks w Polsce?

MS: Jak najbardziej, biorąc pod uwagę potencjał intelektualny oraz determinację ludzi z branż technologicznych i wyspecjalizowanych usług dla biznesu, a także to ile mamy w polskich miastach klimatycznej, poprzemysłowej zabudowy. W Warszawie rozwijana jest przestrzeń dawnej Wytwórni Wódek „Koneser”, gdzie swoje biuro otworzyło Google. Doświadczenia wyniesione z Irlandii staramy się przełożyć w Łodzi na projekt OFF Piotrkowska Center. W starej fabryce bawełny Franciszka Ramischa tworzymy kreatywny ekosystem, kusząc kolejne firmy technologiczne wyjątkowym klimatem miejsca, unikatową ofertą gastronomiczną oraz dostosowaną do zróżnicowanych potrzeb powierzchnią na wynajem. Znalazło się tu już miejsce zarówno dla obiecujących, łódzkich startupów, które zamieszkują przestrzeń Co\Walk HUB, jak i renomowanych firm, takich jak UNIT9, która jest wiodącą na świecie agencją interaktywną, specjalizującą się w komercyjnych zastosowaniach VR i AR. Wraz z rewitalizacją starych i budową nowych obiektów, przybywa u nas podmiotów, dzięki którym OFF staje ważnym punktem na technologicznej mapie Łodzi i regionu.

 

Źródło: OPG Property Professionals / Tower Communications